W dniu 5 lipca b.r. po mszy św. o godz. 10 udaliśmy się do Kościeliska k. Zakopanego. W górach zameldowaliśmy się ok. 21. Wszyscy byli bardzo zadowoleni ponieważ na Zakopiance dotarła do nas radosna wiadomość- ok. 600 km od nas, nad morzem nasz Falubaz pokonał na wyjeździe Wybrzeże Gdańsk aż 39-51! Po zjedzeniu kolacji i przydziale pokoi wszyscy zmęczeni poszliśmy spać.
Rankiem obudziliśmy się wypoczęci i zadowoleni. Niestety, nasz optymizm szybko wyparował w górach, gdyż ogromna większość z nas nie była jeszcze kondycyjnie przygotowana do długich wędrówek górskich. Jakoś jednak przeszliśmy długą trasę i do ośrodka przybyliśmy prosto na kolację.
Drugi dzień również rozpoczął się dobrze- ksiądz powiedział, że trasa na Turbacz jest krótka i przyjemna. Niestety, z 5 godzin zrobiło się 8 w górach a 12 poza ośrodkiem. Aby ratować spadające na łeb, na szyję morale zapadła decyzja- jutro jedziemy do Tatralandii!
Ten dzień był przez większość z nas uznany za najlepszy! Mimo nieciekawej pogody bawiliśmy się znakomicie i niemal zapomnieliśmy o jutrzejszej wyprawie na Giewont.
Był to dzień przełomowy- trasa na Giewont jest bardzo niebezpieczna. Nikomu to jednak nie przeszkadzało i zdecydowana większość z nas weszła na sam szczyt i mogła z bliska podziwiać piękny krzyż już pierwszy dzień po jego remoncie! Do ośrodka po raz pierwszy wróciliśmy zadowoleni pomimo zmęczenia.
W ramach odpoczynku tego dnia nie wędrowaliśmy po górach. Zamiast tego ksiądz zabrał nas na Gubałówkę, aby tam stracić pieniądze na straganach. Następnie poszliśmy na Butorowy Wierch i pograliśmy w „ziemniaka”. Pod wieczór pojechaliśmy do kościołów na Krzeptówkach i w Olczy. Ten dzień również należał do udanych.
Już wczoraj wiedzieliśmy, że tego dnia czeka nas zabójcza trasa i jeśli ją przejdziemy to będzie już „z górki”. Poszliśmy najpierw na Kasprowy Wierch a następnie na Kopę Kondradzką. Schodząc z tej ostatniej góry obserwowaliśmy jak śmigłowiec GOPR-u lata nad Giewontem a następnie ściąga z podnóża tych, którzy, niestety, już nigdy nie zdobędą żadnej góry [*]. Podczas dalszej wędrówki większość z nas zmówiła modlitwę za denatów, powierzając ich dusze Bogu.
Tego dnia w ogóle nie chodziliśmy po górach. Ksiądz zabrał nas do Bazyliki w Ludźmierzu, na boisko a następnie na lody do Nowego Targu. Tam spotkaliśmy olbrzymie kolejki oraz TVN 24, które rozmawiało z jednym z naszych kolegów
Dzisiaj również nie musieliśmy napinać zbytnio mięśni nóg, ponieważ spacerowaliśmy wyłącznie po płaskich terenach. Jednak zarówno na hali Ornak, jak i w Bacówce z oscypkami, wszyscy myślami byli wyłącznie w KFC. No i się doczekaliśmy! Przez 3 godziny do znudzenia lataliśmy od KFC, przez stragany z pamiątkami, aż do Wesołego miasteczka.
Ostatni dzień w górach, także należał do interesujących. Ciekawą trasą koło wodospadu (po stromych, śliskich i niestałych kamieniach ok. 50 m. w górę ) dotarliśmy do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Tam chlapaliśmy się wodą, moczyliśmy nogi i pożywialiśmy się.
Szczególne podziekowanie kierujemy w stronę naszego księdza proboszcza oraz opiekunów za zorganizowanie obozu oraz opiekę nad nami. Choć na początku obozu wydawało się to nie do pomyślenia, to góry opuszczaliśmy z żalem. Było wspaniale. Z balkonów i okien mieliśmy piękny widok na Giewont i Kasprowy Wierch. Jedzenie i pokoje były wspaniałe i tu szczególnie chcialibyśmy jeszcze raz podziekować gospodarzom. Wszyscy wrócili zadowoleni.
Już niedługo w galerii będą dostępne zdjęcia z wyprawy.